(może fachowców zainteresuje, a niefachowców może zainspiruje)
Zdjęcie zostało wykonane 28 czerwca, o h 0310, podczas opływania Torghatten i w trakcie poszukiwania jakiegoś w pobliżu „cumowiska”. Przedstawia wyposażenie nawigacyjne, wykorzystywane podczas trudnych przejść lub w sytuacjach wyszukiwania i wchodzenia w „dziury” zlokalizowane poza pobocznymi trasami żeglugowymi.
Opis elementów zestawu:
[1] to ploter nawigacyjny z zestawem map nawigacyjnych C-map, posiadający wewnętrzny GPS. Do plotera jest podłączony transponder AIS [2] (jest w kabinie), który ma wbudowany GPS z podłączoną zewnętrzną anteną [3]. Ploter + AIS pracują zawsze.
[4] to ręczny GPS (pracuje zawsze), służy do zapisu archiwalnego śladu żeglugi i to jego ślady są prezentowane w różnych materiałach zawartych na tej stronie. Zachowuje i zlicza nasze rzeczywiste kursy nad dnem, gdyż zapis z plotera zaniża o 3,5% przebyte odległości. Jest naszym „komputerem podróży”.
[5] to log i echosonda – pracują zawsze. Porównanie wskazań logu mechanicznego z odczytywanymi prędkościami z GPS–ów, umożliwia częściowe rozpoznanie kierunku i prędkości prądu łącznego, pływowego i morskiego (Prąd Norweski).
[6] to laptop na stole nawigacyjnym z drugim zestawem map nawigacyjnych (Garmin) i podłączonym drugim GPS-em ręcznym [7], zainstalowanym w kabinie. Pracują sporadycznie - w trudnych przejściach. Są zapasowym, dublującym zestawem nawigacyjnym. Czasami przejmują wiodącą rolę, np. gdy interesująca „dziura” jest na C-map „białą plamą” (w rzeczywistości ekran ma szarą plamę). Oczywiście, bywa też na odwrót – zestaw Garmin też miewa „nieodkryte” akweny.
Tu uwaga: do kręgu polarnego „białych plam” nie było w obu systemach. Powyżej kręgu są rzadko, ale przy wyszukiwaniu pobocznych przejść w labiryntach wysp, wysepek, szkierów, osuchów, raf i mielizn bywają.
[8] drugi laptop z modemem internetowym [9] – na zdjęciu jeszcze bez*. Pracuje okazjonalnie. Służy do odbioru zdjęć satelitarnych z Google Earth podczas bieżącego nawigowania - wspaniałe uzupełnienie map elektronicznych (pisałem o tym w „Co nam, pływającym po morzu umożliwia Google Earth?”), robi też za mapę „generalkę”, a także służy do odbioru informacji o aktualnym i rzeczywistym poziomie pływu z uwzględnieniem np. wpływu wiatrowego (pisałem o tym w „O wyliczaniu HW i LW pływu na podstawie danych z Internetu”) oraz do odbioru prognoz pogody.
[10] lornetka morska z wbudowanym kompasem i skalami do wyliczania odległości (tu jeszcze raz serdeczne podziękowania dla „Sponsorów”). Jest zawsze „pod ręką”.
Poza zdjęciem, są jeszcze w kokpicie; klasyczny kompas magnetyczny [11] na kolumnie oraz autopilot rumplowy [12] – nie sprzężony z innymi urządzeniami. Pracują zawsze.
Powątpiewających w możliwość ŚWIADOMEGO opanowania tego wszystkiego informuję, że w pojedynkę też się DA(!), wraz z manewrowaniem silnikiem i jeszcze z papierosem w wolnej (czasami) dłoni. Natomiast „na piwo” nie ma już czasu… bo jeszcze szklankę z niedopitą kawą trzeba pilnować (raz nie upilnowałem!).
Zestaw ten powstał w sposób naturalny, w wyniku kolejnych zakupów – uzupełnień, przez kilka lat, przy zmieniających się potrzebach, z zachowaniem zasady, że dobre, wypróbowane urządzenia się zachowuje. Wszystkie urządzenia elektroniczne są zasilane z akumulatora (12V), a część z nich ma też swoje akumulatory / baterie wewnętrzne - oba laptopy i oba ręczne GPSy.
Świadomie nie posiadamy nawet jednej mapy morskiej w wersji papierowej. Co na to UM? Przeważyła filozofia posiadania wielu zdublowanych, także w zasilanie, urządzeń nawigacyjnych. Wsparta świadomością o małym stole nawigacyjny na FRI. Utwierdzona faktem, że koszt 50-60-ciu map (a to było minimum) znacznie przewyższał koszt zakupu plotera wraz z mapami elektronicznymi dla całego, znacznie większego, obszaru. Mamy na FRI (gdzieś?) schowaną mapę turystyczną północnego wybrzeża Norwegii, która po rozłożeniu ma powierzchnię ciut mniejszą od łącznej powierzchni mesy, kambuza i nawigacyjnej :-) Jeszcze jej nie rozkładaliśmy. Mamy też locję żeglarską Norvay (Imray) oraz wydrukowane zestawy tablic pływów – gotowe do szybkiego użycia, zwłaszcza z portami pominiętymi w C-map (przykładowo na 350Mm, między Alesund i Bodo, są pominięte stacje pomiarów i rejestracji poziomu pływu w Kristiansund, Heimsjo, Trondheim i Rorvik).
Podsumowując, na FRI mamy dwa różne i niezależne systemy nawigacji, dwa różne systemy map nawigacyjnych na dwóch niezależnych ekranach (ploter i laptop), wsparte możliwością odbioru zdjęć satelitarnych na bieżąco lub z pamięci drugiego laptopa. Trzy niezależne GPSy do nawigacji (czwarty obsługuje jedynie AIS), dwa kompasy magnetyczne (ten wbudowany w lornetkę nie zasługuje na trywializowanie!), log, echosondę i autopilota (były dwa, ale starszy ma już objawy „zużycia”).
No i mamy UKF-kę oraz mosiężną „szprechtubę”, przez które zawsze można się spytać płynących w pobliżu: „gdzie jestem?”. Zawsze też jest możliwość prowadzenia „nawigacji kolejowej”, choć z uwagi na ubogość kolejnictwa wzdłuż wybrzeża norweskiego, lepszym rozwiązaniem jest „nawigacja promowa”**.
Na koniec dygresja na temat doświadczeń z eksploatacji trzech GPS-ów do nawigacji. Czwarty wewnętrzny w transponderze AIS ma inny rodzaj transmisji danych i obsługuje jedynie system AIS.
W kolejności nabycia:
GPSmap76 Garmin (kupiony w 2003r.) [4] – ręczny gps z wbudowaną anteną (ma możliwość podłączenia zewnętrznej anteny – nigdy niewykorzystywaną), zasilanie bateryjne lub sieciowe 12V, ma zielony wyświetlacz LCD, już obecnie ze słabym kontrastem. Model nadal w sprzedaży. Prosty, obecnie prymitywny, wymaga lokalizacji na pokładzie, gdyż w kabinie traci zasięg – gubi sygnały od satelitów. Ma małą pamięć, szybko zużywa baterie. Ale… no właśnie. Najstarszy, służy nam niezawodnie przez 8 lat. Sam z siebie nigdy nie utracił sygnału, nigdy nie został przyłapany na „zgłupieniu”, jest zdecydowanie niezawodny. Zasługuje na „bezgraniczne” zaufanie, gdy stabilnie, bez wyłączeń pracuje kilkanaście minut, uzyskuje niewątpliwie deklarowaną dokładność 3m. Bywało, że w ciemne noce, we mgle, po starym śladzie z poprzednich sezonów, odszukiwałem miejsca do cumowania z masztem między konarami drzew, przy brzegach Zalewu Konorowskiego, bez PUDŁA. Pomagał nam też w wielu sytuacjach wymagających precyzyjnego nawigowania podczas żeglugi „bosakowej”; wokół Bornholmu, po wodach Blekinge, Olandii i Alandach. Stary, niezawodny „druh.”
GPSmap76CS Garmin (kupiony przez wspólnika w 2005/6r.) [7] – nowszy model „76”, kolorowy monitor, duża pamięć na wgranie map, odbiera sygnał bezproblemowo w kabinie za pomocą wbudowanej anteny, oszczędza baterie. Ale czasami, rzadko, 1-3 razy w sezonie, chwilowo „głupieje”. Podejrzewamy rozbudowane oprogramowanie przy obsłudze wgranych map. Też dokładny, precyzyjny i niezniszczalny. Model nadal w sprzedaży.
Ploter advanSea T.56 [1] z wbudowanym GPS-em z wewnętrzną anteną. Ma możliwość podłączenia anteny zewnętrznej, ale nie korzystamy z tej możliwości. Po dwóch miesiącach eksploatacji mogę napisać, że jest najsłabszym naszym GPS-em. Wielokrotnie weryfikowane jego zapisy śladów mają o 3,5% zaniżone przebyte odległości. Inny algorytm zapisu? Zdarza mu się utrata sygnału od satelitów, mimo identycznej lokalizacji na nadbudówce jak „76”. Zdarza mu się długotrwałe odszukiwanie pozycji, mimo jej nie zmieniania po wyłączeniu. Zgubienie satelitów zdarzało się podczas sporego rozkołysu, na fali baksztagowej i podczas żeglugi na silniku – głębokie przechyły na obie burty. Także podczas częstych i sporych zmian kursu, ale bez przechyłów. Dał się też przyłapać na kilkuminutowym kreśleniu kursu obróconego do rzeczywistego o 90°!? Te objawy nie są nagminne ale się zdarzają. Irytujące jest to podczas żeglugi bardzo wąskim podejściem do portu, przy niskiej wodzie, gdy obie mapy pokazują już żeglugę po osuchach… - tak było na podejściu do przystani Halsa przy wyspie Esoya.
ws
* obecnie, po tygodniach targów i wyjaśnień, że obcokrajowiec w Norwegii może mieć usługę szerokopasmowego Internetu, mimo nie posiadania norweskiego „personalnumer” (sytuacja niezrozumiała dla statystycznego Norwega) i po skredytowaniu firmy Net.Com., modem jest już na wyposażeniu FRI.
** dla mniej wtajemniczonych wyjaśniam filozofię tej nawigacji: podpływa się do miejsca przybijania promów, idzie się do budki-poczekalni i z rozkładu rejsów odczytuje się nazwę miejsca obecnego cumowania – stosownie wykorzystuje się dworce kolejowe z ich widocznymi z daleka nazwami.