Sor-Gjaeslingan

Archipelag małych i niskich wysp na południe od Rorvik. Autentyczny obraz portu - wioski rybackiej, jakby z przed 100 lat. To tu mogliśmy skorzystać z gościnności domu rybaka Petterbua (rorbue) na wyspie Heimvaer, obecnie skansenu, będącego obiektem muzealnym z możliwością użytkowania. Funkcjonującego identycznie jak szałasy pasterskie w górach. Kominek – piecyk z przygotowanym drewnem i zapałkami. Ale i kuchnia z kuchenką elektryczną, lodówką, mikrofalówką, też piecykiem elektrycznym… Umywalka z zimną wodą… Cały dom drewniany na palach. Na poddaszu jest 7 miejsc do spania w postaci łóżek - skrzyni…

Wyspy Sor-Gjaeslingan były dla mnie pierwszym, tym autentycznym, obrazem Dalekiej Północy. Mając już dość tych przypadkowych portów typu „autostradowego”, natknąłem się na nic nie wyróżniający opis w locji Norway (Imray). Duży przebieg tego dnia, mimo postoju w dwóch portach, oraz intensywny i długi opad deszczu, przyśpieszył decyzję o próbie wpłynięcia w niepozorny archipelag, zamiast dalszej żeglugi do Rorvik, w którym nie oczekiwaliśmy niczego szczególnego. Co też się na drugi dzień potwierdziło. Bo gorący prysznic, który pobrał 10NKr i wydał 40Nkr (cztery monety), nawet po kilku dniach bez gorącej wody, to NIC szczególnego dla portu.

Wejście odbyło się w deszczu, tuż przed LW, wśród okazałych osuchów i cholernie wąskich przejść. I mimo, że mapy obu systemów nawigacyjnych, ostrzegały przed żeglugą „po osuchach”, tyczkowo-rurowe oznakowanie nawigacyjne w Norwegii głębszych przejść nawet przy LW jest niezawodne. Po zacumowaniu sonda podała wynik = 2,1m. I jeszcze szybkie sprawdzenie i przeliczenie; czy następna poranna LW (niższa), da zapas wody pod stępką? I czy zatopione odciągi, utrzymujące pomost nie zahaczą o balast i ster :-)

A po manewrach i rozpoznaniu przystani, znów nurtujące, znane mi pytanie: jak to jest? Że wchodząc do obcego, nie znanego, niepozornego portu, mamy tę umiejętność wyszukania właściwego pomostu wśród wielu, tego jedynego, nawet wyglądającego niepozornie, wręcz rachitycznie? Będącego w sąsiedztwie niepozornego domu, ostatniego w zatoce, ale po przycumowaniu do niego, od razu czuję się; że to TU! Dla mnie było oczywiste, że dom przy którego pomoście zacumowaliśmy, jest otwarty i gotowy do goszczenia takich przybyszów jak my :-) Był OTWARTY i GOTOWY. Czy są jakieś takie siły przyciągające? A może to ten przysłowiowy „nos”, te dziesiątki odwiedzonych portów? A może wszystkie domy i pomosty na Sor-Gjaeslingan były otwarte i gotowe na goszczenie strudzonych żeglarzy?

Po wysuszeniu ciuchów, wyspaniu się, podładowaniu akumulatorów i zmianie pogody - przestało padać, opuszczamy gościnny port i w słoneczne południe … spotykamy orki. Liczyłem na ich spotkanie, ale nie na podejściu do Rorvik, tylko zdecydowanie wyżej, na północy. Początkowo, z dużej odległości zakwalifikowaliśmy je jako delfiny… Było to stado min trzech osobników, a raczej 5-ciu. Towarzyszyły nam płynąc równolegle do naszego kursu prawie 1h. Potem one popłynęły w głąb sąsiedniego fiordu, my w kierunku Rorvik.

ws