Rozpoczęcie sezonu 2010

Po dwóch tygodniach prac związanych z remontem pokładu, montażem elektroniki (AIS, rozdzielacz antenowy, ploter nawigacyjny), wodowaniem i taklowaniem FRI w Nekso, czworo uczestników tych prac (tu kierujemy podziękowania dla Gosi i Jędrka za wsparcie armatorów) opuściło pokład jachtu, wracając samochodami i promami do domów. W ten sposób, w niedzielę, zostałem sam z gotową do żeglugi FRI. Szczęśliwie na poniedziałek i wtorek prognozowane było „okno pogodowe” do wygodnej przeprawy z Bornholmu do Świnoujścia. Wcześnie rano, o h 0502, w poniedziałek (10 maja) oddałem cumy w Nekso, w nieformalnym ale faktycznym, dotychczas, porcie macierzystym. To przepłynięcie już w założeniach było dla mnie szczególne, gdyż tak wczesną porą roku nie pływałem po morzu, nigdy też nie rozpoczynałem sezonu od pływania solo oraz dodatkowo Świnoujście miało być pierwszym polskim portem do którego FRI miała zawinąć. Nastąpiło to po 22,5 h żeglugi, o h 0323, we wtorek – 11 maja. Przepłynęliśmy 79 Mm.

Ostatnie zdjęcie FRI w Nekso

Początkowo żegluga, po wspólnym porannym wypłynięciu z kilkoma „rybolami” z Nekso, mimo chłodu 4-7 °C, sporej wilgotności i dwugodzinnej mgły po minięciu Dueodde, powodującej całkowite zmoczenie pokładu i żagli, ale dzięki gładkiemu morzu i półwiatrowi (3-5 m/s) upływała na rozpoznawaniu możliwości nowo zainstalowanego plotera z mapami elektronicznymi oraz na „delektowaniu” się możliwościami AIS. Przeplatałem to spożywanymi posiłkami – śniadanie, kawa, drugie śniadanie, herbata z cytryną, zupa w proszku z makaronem, kawa, jakieś mięso w sosie oczywiście pomidorowym. Udało mi się też trzykrotnie zapaść w letarg po 15-20 minut. Było to przezorne – jak się potem okazało. FRI rześko płynęła po płaskim morzu, momentami >6w., a ETA (czas planowanego przybycia) rokował na wczesne godziny nocne.

Ślad w Google Earth

Niestety, po h 19-tej wiatr zdechł do 1-2 m/s i zmienił kierunek na SW - „w mordę”. Całkowicie przeciwnie do prognozowanego kierunku z N. Ten prognozowany wg DMI i ICM nadszedł ~8h później, już nad ranem. W tych warunkach prawy hals wywoził FRI daleko na wschód w kierunku Dziwnowa, natomiast lewy kierował na zachód, prawie na Greifswald. Dodatkowo pojawił się rosnący rozkołys, paskudny „martwiak” z N. A do Świnkowa było ponad 20Mm w linii prostej. Po 21-szej dość miałem tego katowania żagli na rosnącym baksztagowym lub półwiatrowym rozkołysie. Odpalam silnik, zrzucam foka i z wybranymi grotem + bezanem przyjmuję kurs na główki Świnoujścia, płynąc pod słabnący wiatr, który za moment całkowicie zanika. Postanawiam wykorzystać koniec zmierzchu i zrzucam grota wraz z bezanem. Wtedy zaczęła się corrida na baksztagowym martwiaku. Sklarowanie trzech żagli w tych warunkach zajęło mi ponad 1h. Zasada: „jedna ręka dla jachtu” – ha, ha, ha! Dodatkowo zaczęły się „mijanki” z „rybolami”, pętającym się okrętem Staży Granicznej i kilkoma trampami, tnącymi Zatokę Pomorską na skróty poza torem wodnym. Przypomniała też o sobie KUBOTA (!), kilkakrotnie bez powodu, samoistnie, milknąc. Obawa o niezawodność silnika była najbardziej stresującym elementem tego nocnego wejścia, mimo rozkołysu i sporego ruchu promów, statków, holowników i pilotówek na redzie.

Czy poza pomagierami jak: niezastępowalny autopilot, gps z ploterem, AIS i UKF-ka pracująca na nasłuchu, był mi potrzebny jakiś inny pomocnik – załogant? Tak! LUPA! Wiek i zmęczenie spowodowały, że nocne odczytywanie drobnych liter i cyfr na ploterze i ręcznym gps-ie było bardzo trudne. Inne potrzeby, mimo rozkołysu, takie jak; zrzucenie i sklarowanie żagli trwające ponad godzinę, klar wejściowy zajmujący mi ponad 1/2h (przygotowanie po 2 cumy i 3 odbijacze na burtę, przygotowanie foka i bezana do awaryjnego postawienia oraz bosaka) czy też zrobienie kolejnej kawy, przy ciągłej kontroli pozycji, kursu, autopilota, prędkości, oraz obserwacji ruchu statków wokół i na obrazie AIS, wraz z nasłuchem UKF-ki i rytmiczności pracy silnika, nie wymagały pomagiera* :) Te ostatnie 6,5 h rejsu miało znacząco inny charakter od sielankowych pierwszych 16-tu h. W samym wejściu, między główkami, nurt Odry osiągał 0,7-1,1w, a prędkość FRI względem dna spadała poniżej 2w. W tych warunkach przyszło nam jeszcze mijać się z wychodzącym w morze promem Gryf i flotyllą trampów oraz innych „drobnoustrojów”, których ruch został wstrzymany odcumowywaniem Gryfa. W sumie samo wejście było bezproblemowe, silnik rytmicznie pracował do końca, w marinie znalazłem wygodne miejsce do cumowania mimo sporej ilości jachtów z Niemiec. Po zacumowaniu w porcie jachtowym zrobiłem jeszcze klar jachtu – pokładu oraz wnętrza, i od h 0500 SPANIE. Do 1630(!), mimo konieczności 2-3ch oddawań moczu, konieczności poprawiania cum i odbijaczy na dociskającym wietrze, mimo kilku smsów, telefonów i budzika nastawionego na 15-tą. :) ws

Cumująca FRI w Świnoujściu - w pierwszym odwiedzonym polskim porcie.
Gotowa do żeglugi na północ Norwegii, oczekuje na zaokrętowanie pierwszej załogi.

* Tu muszę umieścić zgryźliwą dygresję skierowaną do Jerzego K. http://www.kulinski.gdanskmarinecenter.com: Jurku, pływanie solo nie jest jedynie motywowane koniecznością samotnego pływania, gdy już nikt nie chce z danym delikwentem pływać. Pływanie solo jest wyższą formą tego wspaniałego uczucia wolności, którego zaznajemy za każdym razem, wychodząc jachtem w morze i mijając główki portu! Oczywiście, nie wszyscy mają potrzebę zaznawania tej wysublimowanej formy wolności :) Ja, odkąd ją poznałem, od czasu do czasu muszę.