Pewnego pięknego dnia (ze szczególnym naciskiem na piękno) zadzwonił Wacek komunikując, że zabiera mnie na rehabilitację ruchową na pokład „Promyka”. Ze względu na nasze gabaryty i możliwości łódki byliśmy tylko my obaj. Tym samym Ela odstąpiła mi swoje miejsce w tym czasie. Ruchu było akurat tyle na ile było mnie stać, ale przy tym jaka przyjemność ! Psychicznie coś takiego było mi wtedy bardzo potrzebne. Fizycznie jak się okazało też. Samodzielne prowadzenie jakiejkolwiek jednostki pływającej nie wchodziło w rachubę, ale żeglowanie w takim towarzystwie… dlaczego nie?
Kolejny znaczący etap mojej rehabilitacji przez żeglarstwo nastąpił w pierwszym tygodniu sierpnia 2009 roku za sprawą Eli i Wacka, którzy zdecydowali się podjąć ryzyko zaokrętowania mnie wraz z „zieloną” załogą na pokładzie ich nowego nabytku pływającego: „FRI” – uroczej łódki morskiej. Oczywiście opiekę miałem zapewnioną w osobie Eli. Propozycja opłynięcia Bornholmu i zawinięcia do portu Christiansø, w którym byłem blisko 30 lat temu spowodowała, że natychmiast zacząłem myśleć jak to zrobić, żeby pożeglować. Urlopu zaległego miałem sporo. Termin był idealny pod względem zawodowym, gdyż było to akurat okienko, w którym nikt z mojej budowy nie miał zaplanowanego wyjazdu. Czy mogło być lepiej? Zatem decyzja zapadła i pozostało realizować. Tylko co? Wszystko było już przygotowane. Zatem jak na rekonwalescenta przystało zostałem zawieziony do portu Darłowo gdzie przesiedliśmy się na prom a na jego pokładzie do Neksø. Tu w porcie jachtowym czekała na nas „FRI”. Oglądając wcześniej jedynie zdjęcia łódki wiedziałem, że jest ładna i zadbana. Zobaczywszy ją w rzeczywistości wpadłem w zachwyt. Ona ma coś w sobie tak urokliwego…
Krótkie zapoznanie z łódką i spacer po Neksø. Następnego dnia wyjście w morze i zacząłem powoli zapominać o moich problemach. Polecam wszystkim leczenie wszelkich dolegliwości i niedomagań żeglarstwem ;-) zwłaszcza wszędzie tam gdzie medycyna się poddaje. Nie pozwoliłem autopilotowi zmęczyć się, bo dość szybko wysłałem go na odpoczynek. On nie dawał rady! „Zielona” załoga sprawdzała się bez zarzutów. Uprawialiśmy rekreacyjną formę żeglowania co zdecydowanie najbardziej mi odpowiada. Zawijaliśmy do kolejnych portów na noclegi. Zwiedzaliśmy co tylko było w naszym zasięgu nie wyłączając posiłkowania się komunikacją publiczną. Próbowaliśmy miejscowych specjałów ze zmiennym entuzjazmem. Miałem przyjemność manewrowania „FRI”, która jest dość wymagająca w tej kwestii, ale pomimo emocji jakie wzbudziłem w basenie klubowym w Neksø podczas manewrów ostatniego dnia mam wrażenie, że się dogadaliśmy. Wprowadziłem ją tam gdzie chciałem i bez jakichkolwiek śladów walki. Wykorzystaliśmy też sprzyjające warunki pogodowe aby wyprowadzić piękną „FRI” na sesję fotograficzną, której efekty widać na stronie.
Były to dla mnie fantastyczne wakacje za które bardzo dziękuję Eli i Wackowi. Pozytywne efekty zdrowotne są u mnie niepodważalne więc raz jeszcze polecam jak w tytule!
Krystek