Zamiast wstępu:
osoby zniesmaczone lekturą poprzedniego mojego opisu, nie są przeze mnie zapraszane do lektury drugiej części. Natomiast skryto-czytanie jest możliwe – nie śledzę Waszych adresów IP. :-)
Wprowadzenie
Mimo intensywnego od 40-tu lat uprawiana różnych form żeglarstwa, nie mam w swoim stażu utraty, zniszczenia jachtu, także morskiego wejścia na mieliznę lub wyrzucenia na brzeg - może zawdzięczam to sporadycznemu kotwiczeniu? W żadnej formie i postaci nie przyczyniłem się do wypadku morskiego (także incydentu morskiego), w żadnym też nie uczestniczyłem. Można stwierdzić: że miałem szczęście. Nie zaprzeczę.
Przypomnę, że poprzednio napisałem o załodze s/y Polonus: „MIELI PECHA” i wymieniłem niekorzystne czynniki mające pośredni wpływ na wypadek. Ale zasadniczo do zaistnienia wypadku musi nastąpić połączenie BŁĘDU (błędów) i pecha. Załoga s/y Polonus popełniła minimum dwa błędy. Oto one.
Błąd początkowy – podział i znaczne osłabienie ilościowe załogi
Na akwenie Antarktydy, w trudnym meteorologicznie i hydrologicznie obszarze, podział załogi stanowiącej samowystarczalny oraz autonomiczny (w swojej liczebności) zespół wyprawowy jest błędem. I nie jest istotne w jakiej proporcji dokonano tego podziału – w tym przypadku zmniejszono obsadę jachtu aż o 50%, do 4 osób. Nieistotne jest też to, że w składzie pozostali sami doświadczeni żeglarze.
Radykalne pomniejszenie załogi nastąpiło w sytuacji planowanego odbycia odległej podróży (ponad 30 Mm), nie będącej jedynie przepłynięciem na drugą stronę fiordu/zatoki z zachowanym kontaktem wzrokowym (i radiowym UKF/VHF) ze Stacją i pozostawionymi tam 4-ma członkami załogi.
Należało też brać pod uwagę konieczność ewentualnego wydłużenia trwania tej podróży, nawet do kilkunastu godzin (pesymistycznie nawet kilku dni !). W skrajnej sytuacji, a należało taką okoliczność też brać pod uwagę, należało się liczyć z brakiem możliwości ewentualnego dowiezienia do jachtu pozostawionych na Stacji 4-ch członków załogi. Na Stacji został tylko jeden sprawny RIB i procedura zabraniająca jego wypływania z zatoki bez asekuracji drugiej jednostki.
Dalej, trudność i nieznajomość miejsca podejścia do brzegu, mimo (chyba?) posiadanej wiedzy o wąskości i znacznej bliskości od brzegu zaplanowanego „kotwicowiska”. Niepewność pogody i jej zmienność w miejscu planowanego desantu (co się potwierdziło). To były dodatkowe przeciwwskazania dla podziału załogi.
Wszystko to powyżej uzasadniało płynięcie po 2-ch naukowców do Refugium „Taturowa Chata” z całą ośmioosobową załogą jachtu. 10 osób na pokładzie (8-miu członków załogi + dwaj zabrani naukowcy) w drodze powrotnej na pewno mieściło się w dopuszczalnej liczbie osób na tego typu jachcie. Ewentualne dodatkowe osobiste środki ratunkowe można było zabrać ze Stacji lub mieli je ze sobą ewakuowani naukowcy.
To znaczne osłabienie składu załogi, do tylko 4-ro osobowego zespołu (kapitanowie, którzy popłynęli nie mieli po więcej par rąk!), przede wszystkim dotyczy samego manewru i momentu desantu na brzeg pontonem.
W pontonie, z uwagi na bezpieczeństwo nim płynących i samego pontonu, z uwagi na kamienisty i zalodzony brzeg, właściwą jest dwuosobowa obsada. Obsługa silnika i jego konieczne wcześniejsze uniesienie przed dopłynięciem do skalistego i zalodzonego brzegu absorbuje jedną osobę. W tym samym czasie konieczność obsługi z dziobu (np. z bosakiem) w celu chronienia pontonu przed uszkodzeniem jego powłok o wystające kamienie i lód zdryfowany do brzegu, oraz tuż przed lądowaniem precyzyjny wybór ostatecznego miejsca dobicia do brzegu – wymaga drugiej osoby na pontonie. Wszystko to jest wystarczającym uzasadnieniem dwuosobowego składu zamiast jednej osoby. W tych okolicznościach na pokładzie miały pozostać (lub zostały) tylko dwie osoby!
Planowane lub faktyczne pozostawienie dwóch osób na jachcie Polonus, podczas stania na kotwicy w opisanych i przedstawionych przez załogę warunkach, było (lub byłoby) skrajnie nieodpowiedzialną decyzją.
Tak, we dwie osoby (niekoniecznie posiadające kpt.j.) jachtem Polonus można zejść z kotwicy, nawet z wykorzystaniem manewru awaryjnego (gdy nie zapali silnik) ale decydującym czynnikiem nie są tu umiejętności – przede wszystkim decyduje o sukcesie dostępny czas na wykonanie skutecznego manewru ucieczki jachtem.
W zaistniałej sytuacji wleczenia kotwicy lub w przypadku konieczności natychmiastowego odpłynięcia (należało to brać pod uwagę przed podziałem i wypłynięciem w zmniejszonym składzie od Stacji) trzeba: nieustająco i do końca (!) uruchamiać silnik (gdyż był największą szansą ratunku), zejść na dół i zajrzeć do komory silnika w celu powierzchownej diagnostyki jego nieodpalania (np. w celu sprawdzenia położenia dźwigni dekompresji), trzeba obsługiwać wyciągarkę kotwicy, na bieżąco informować o długości łańcucha za burtą, jego kierunku patrzenia, postawić dwa żagle na keczu, aby przejść jak najszybciej w bajdewind (które żagle należy postawić? nie jest tu istotne, istotne jest to, że tylko jeden był na rolerze, umożliwiającym szybkie postawienia przedniego żagla) i następnie je obsługiwać. Trzeba prowadzić od początku obserwację okolicznego dna i zgłaszać najbliższe zagrożenia, informować o zmianie ich położenia. Do tego obserwacja wskazań sondy! Wymienione czynności wymagały równoczesnego ich wykonywania.
No i jedna osoba musi DOWODZIĆ, czyli zbierać napływające informacje (o silniku, o kotwicy, o najbliższych zagrożeniach pod wodą, o wskazaniach sondy i wszystkim tym co się klinuje, blokuje, zacina, plącze itd. – wymaga dodatkowego wsparcia) i podejmować trafne decyzje (w działaniu „na styk”), stosowne dla skuteczności awaryjnego odpłynięcia. W tych okolicznościach rozpraszające wykonywanie innych czynności, poza dowodzeniem, generuje popełnianie błędów ostatniej chwili. Proszą nie mylić z pojęciem „manewru ostatniej chwili”. Nie wiemy jak było w tych ostatnich chwilach, tuż przed zdryfowaniem jachtu na kamienisty brzeg. Ale to nie jest istotne w dalszych rozważaniach, gdyż brzemienny był błąd początkowy.
Pobieżne wyliczenie obsady stanowisk manewrowych w sytuacji awaryjnego zejścia z kotwicy, z nie startującym silnikiem, gdy działanie w celu skutecznego (szybkiego) odpłynięcia wymaga równoczesnego (nie szeregowego) działania:
- dowodzący (wyłącznie to wykonujący + ewentualnie obsługa steru),
- obsługa silnika – 2 osoby (obsługa z pokładu + komunikacja z diagnozującym w komorze silnika),
- kotwica – 2 osoby (obsługa windy, obserwacja wybieranego łańcucha dragującej kotwicy),
- stawianie dwóch żagli – 2 osoby (minimum, pod warunkiem możliwości ich jednoosobowego postawienia),
- obserwator położenia jachtu względem najbliższych zagrożeń (może też sondy).
Dodatkowa uwaga: przydatność pasażerów (ewakuowanych naukowców), z uwagi na nieznajomość jachtu (pewnie i żeglarstwa), co najwyżej dotyczyłaby zabezpieczania pontonu przed jego utratą w tych krytycznych chwilach.
Każde pomniejszenie ilość obsługi, o kolejne brakujące pary rąk, generuje lawinowy wzrost czasu trwania awaryjnego odpływania. W momencie próby awaryjnego zejścia z wleczonej kotwicy przez s/y Polonus podobno na jego pokładzie były 4 pary rąk.
Ta, wcześniej wymieniona, ilość koniecznych działań przy awaryjnym odpływaniu jest za duża dla skrajnie nielicznej załogi na pokładzie (np. dwuosobowej, gdyby dwie odpłynęły pontonem), działającej pod presją czasu i dryfu. Nie zrekompensują tego stopnie i doświadczenie. Zwracam uwagę, że jeśli wleczenie kotwicy zaskoczyło całą 4-ro osobową załogę na pokładzie (nikt nie odpłynął jeszcze pontonem), to mimo tego nie poradzili sobie SKUTECZNIE z awaryjnym odejściem! I to jest fakt. Tym samym ewentualne planowanie pozostawienia jedynie dwóch osób, było skrajnie nieodpowiedzialnym pomysłem.
Rozważmy dalej, przy czterech parach rąk się nie udało. Przy 6-ciu parach rąk szanse mogły być większe! 6-ciu, bo moment konieczności odejścia mógł nastąpić po odpłynięciu pontonu. Na podstawie podawanych informacji, że zmiana kierunku wiatru i jego siły nastąpiła tuż przed zwodowaniem pontonu, to przy całej załodze na pokładzie byłoby 8 par rąk. Nie wiemy, czy nawet 8 osób sprawnie działając zdążyłoby uratować jacht, ale to by wtedy znaczyło o popełnieniu poważniejszego błędu – złego wyboru miejsca kotwiczenia lub wręcz złego wyboru sposobu desantu z wykorzystaniem stanięcia na kotwicy.
Jedynym uzasadnieniem ograniczenia ilości osób płynących s/y Polonus do Lions Rump po naukowców, mogły być bardzo ważne powody: choroba, konieczność skorzystania z infrastruktury Stacji przy ważnej naprawie pozostawionego tam wyposażenia wyprawy lub bardzo istotna pomoc dla Stacji, wymagająca dodatkowych czterech par rąk. Wybór uzasadnień jest mimo wszystko DUŻY!
Dlaczego nastąpił podział i w jakim celu, może kiedyś się dowiemy. Może też zostanie określone jaki był wpływ początkowego błędu na ich ciąg pozostały! Jak można było zneutralizować błąd początkowy (osłabienie składu załogi nawet do 4-ch osób) w owych okolicznościach i w dalszym działaniu, opisuję poniżej. Wiadomo, że tego na s/y Polonus nie zrobiono.
Kolejny błąd, możliwe że będący konsekwencją błędu początkowego o czym będzie na końcu. Sam desant przy Refugium „Taturowa Chata” można było zrealizować na dwa sposoby:
Wariant pierwszy i zastosowany przez załogę
Stanąć na kotwicy w sensownej bliskości od oczekujących na transport naukowców, z wykorzystaniem wąskiego i mało oddalonego od brzegu „kotwicowiska” (konsekwencja stromego spadku dna), z wybranym w pobliżu miejscem dla desantu pontonem. Napisałem „kotwicowisko”, gdyż wnioskując z docierających informacji, jest mało prawdopodobne, aby było to miejsce na mapach oznaczone jako zalecane kotwicowisko. Tak, tym razem znacznie więcej się domyślam niż wiem. Ale jest to celowe. Może ktoś sprawdzić to na mapie? Na mojej stareńkiej i bardzo dawno zdezaktualizowanej nie ma tam kotwicowiska.
Wariant drugi - nie zastosowany przez załogę
Podpłynąć na silniku w to samo miejsce gdzie zakotwiczono, stanąć w dryf (z silnikiem na luzie), zwodować ponton z dwuosobową obsadą i się rozpłynąć: ponton do brzegu, jacht dalej od brzegu. Po odpłynięciu, stanąć w dryfie z pyrkającym silnikiem (nigdy dość ładowania akumulatorów na małych szerokościach geograficznych, gdzie nie ma zasilania z lądu) lub oczekiwać w wolnym kręceniu kółek w oddaleniu - wybór w zależności od upodobań i panujących warunków meteorologicznych. Takie postępowanie znacznie neutralizowało podjęcie wcześniej pochopnej decyzji o wypłynięciu jedynie w 4-ro osobowym składzie.
Po otrzymaniu sygnału od grupy desantowej, o gotowości do powrotu na pokład, ponowne zbliżenie jednostek w pobliżu brzegu. Dalsze ewentualne, kilkukrotne, powtarzanie tego manewru w zależności od potrzeb transferu ludzi i sprzętu. Przy odbiorze dwóch osób z typowymi bagażami, 3-4 kursy pewnie wystarczą. Wadą tego postępowania byłoby znaczne ograniczenie możliwość zwiedzenia Refugium „Taturowa Chata” i okolic Lions Rump przez załogę jachtu.
Sceptykom tej formy manewru odpowiem, w moich rejsach zdarzało mi się nawet 2-3h tak oczekiwać na desantującą załogę i to pozostając w jednoosobowej tylko obsadzie jachtu. Czasami się zmieniałem ale bywało to rzadko. A ile przy tym wariancie mogło „zmarnować się” paliwa, to każdy może sobie wyliczyć. Autonomia jachtu Polonus w takim wyczekiwaniu, w dryfie lub w kręceniu kółek, ma wymiar dni, a nie godzin. Mieli ~400 litrów paliwa – to wiemy.
Załoga s/y Polonus wybrała pierwszy wariant i zdryfowała na brzeg.
Może, kiedyś, poznamy uzasadnienie takiego wyboru. Zwłaszcza, że była
kulminacja syzygii, co zdecydowanie powinno wzmóc ostrożność. Nie wiemy z
przekazów przy jakim poziomie wody i rodzaju pływu odpływ/przypływ nastąpiło
zdryfowanie. Zwrócę tylko uwagę na jedno, paradoksalnie, czy właśnie mało
liczna obsada nie była przyczyną takiego wyboru realizacji desantu? Może
obawiano się możliwości kolejnego podziału obsady w wyniku załamania pogody i
konieczności awaryjnego odpłynięcia już w znikomej obsadzie np. tylko dwóch
osób? Nie byłoby tych dylematów przy pełnej 8-mio osobowej obsadzie – rozdział
w czasie trwania transferu naukowców i bagaży w przypadku załamania pogody,
nawet na kilka dni, nie miałby wpływu na bezpieczeństwo obu grup: jacht w
pełni autonomiczny z wystarczającą obsadą (np. 6 + 0/2 naukowców w zależności
od momentu zawieszenia transferu), a złapani w pułapkę na brzegu
bezpiecznie zakwaterowani w „Taturowej Chacie”, z pontonem wyniesiony daleko
od przyboju lub bez niego, gdyby został przejęty na jacht w chwili awaryjnego
odpływania jachtu.
Nie znamy też innych planowanych celów pobytu załogi przy Refugium „Taturowa Chata” poza odbiorem naukowców i pewnie ich wyposażenia. Nic też nie wiemy o ilości posiadanego paliwa do silnika w pontonie – mogło to mieć wpływ na wybór wariantu. No, ale Stacja Antarktyczna to wręcz stacja benzynowa! I dla celu ewakuacji swoich naukowców pewnie jej nie skąpiła. Także jeden z RIBów był zepsuty i nie zużywał zapasów.
Podsumowując:
- początkowy błąd, polegający na podziale załogi i wypłynięciu jedynie w 4 osoby, z zamiarem wykonania manewru kotwiczenia w bardzo trudnym nautycznie miejscu i w niepewnych warunkach pogodowych, oraz w sytuacji konieczności dokonania dalszego (kolejnego) podziału załogi, w efekcie przeprowadzania transportu naukowców i bagaży z lądu na pokład za pomocą pontonu, mógł być decydującym błędem lub błędem dodatkowo przyczyniającym się do powstania wypadku.
- błędny wybór wariantu z kotwiczeniem w bezpośredniej bliskości brzegu, na stromo opadającym dnie, w okresie kulminacji syzygii, podczas planowanego transferu osób i sprzętu z lądu na pokład jachtu, był decydującym błędem w połączeniu z błędem początkowym (przykład szeregu kolejnych nawarstwiających się błędów i splotu niekorzystnych czynników). Mógł też być błędem decydującym, nawet przy całej ośmioosobowej załodze na pokładzie, w sytuacji szybko postępującego dragowania kotwicy.
Ostatecznie jacht Polonus wysztrandował na brzegu tuż przy Polskiej Stacji Antarktycznej im. Henryka Arctowskiego.
Ostatecznego sztrandowania nie należy mylić z wcześniejszym osadzeniem na brzegu, w wyniku zdryfowania, w okolicach Lions Rump - Refugium „Taturowa Chata”, co było wypadkiem morskim. Sztrandowanie przy Stacji nastąpiło po przeholowaniu z miejsca wypadku przez argentyński okręt. I miało na celu uratowanie jachtu przed zatonięciem, w wyniku powstałych nieszczelności kadłuba podczas wcześniejszego zdryfowania na kamienisty brzeg, pozostawienia jachtu na łasce pływu przez 8 dób i podczas późniejszego ściągania jednostki za pomocą holu na głęboką wodę.
Załoga opuściła jacht i powraca do domów. Wyprawa została zakończona. Sam wymiar wypadku morskiego jest nadal nieokreślony. Jest bez ofiar, raczej bez szkód środowiskowych, z niewiadomą sytuacją jachtu – poważne uszkodzenie kadłuba lub utrata jachtu?
Na koniec przypomnę, postawiłem następujące pytania w pierwszej części:
- Czy Kapitan i Właściciel (który bezpośrednio uczestniczył w wypadku) jachtu "Polonus" upublicznią wyważoną analizę przyczyn powstania tego wypadku morskiego?
- Czy zwiększą wiedzę innym, a historia pobytu "Polonusa" na Szetlandach Południowych w 2014/15 stanowić będzie szkoleniową przestrogę dla innych?
- Czy zamiotą pod dywan, jak jest to tradycją XXI wieku?
- ...pamiętam jeden przypadek, gdy Kapitan po swoim błędzie jednoznacznie stwierdził...
- Tu wybiórczo przypomnę WIELKIE ZAMIATANIA: ...
Również w pierwszej części zadeklarowałem czekamy... (tu popełniłem błąd, który uszedł mojej uwadze, powinno być czekam...). I nie chodzi o forumowe czekanie; już, natychmiast, od zaraz, jeszcze nie ma? Tu wymiar czasu oczekiwania nie jest w godzinach, dniach, tygodniach – jest w pojedynczych miesiącach. Po zakończeniu wyprawy i ochłonięciu. Lub po posprzątaniu po wyprawie i ochłonięciu. Po obu moich publikacjach, ostatni Kapitan, Właściciel oraz ostatnia Załoga jachtu, mają bazę, co i jak ewentualnie wyjaśniać, oczywiście jeśli będą chcieli zabrać głos w sprawie tego wypadku morskiego.
Swoją wiedzę na temat wypadku morskiego s/y Polonus czerpałem z poniżej wymienionych źródeł:
Źródła zasadnicze:
- http://shackleton2014.pl/polonus-komunikat-24-12-2104/ [... informacja od kapitana Janusza Zbierajewskiego, który ... rozmawiał z kapitanem Markiem Grzywą i członkami załogi]
- www.youtube.com/watch?v=kYfEb2iI-Pw&feature=youtu.be [w tvn24 - rozmowa z kpt. Januszem Zbierajewskim na temat okoliczności zdarzenia]
Źródła uzupełniające:
- http://shackleton2014.pl/category/aktualnosci/ [wszystkie pozostałe aktualności na oficjalnej stronie wyprawy s/y Polonus]
- www.windyty.com/?surface,wind,now,51.100,17.033,4 [sytuacja meteorologiczna przed, w trakcie i po wypadku morskim. Obecnie nie do odtworzenia, ale przez kilkanaście godzin po: „widziały gały co brały”]
- www.passageweather.com/ [j.w.]
- www.tide-forecast.com/locations/Admiralty-Bay-South-Shetlands/tides/latest [stan pływu przed, w trakcie i po wypadku morskim. Identycznie, przez kilkanaście godzin po: „widziały gały co brały”]
- www.arctowski.pl/?p=2 [oficjalna strona Polskiej Stacji Antarktycznej im. Henryka Arctowskiego]
- www.flickr.com/photos/gacetamarinera/sets/72157649587570088/show/ [zdjęcia służb argentyńskich z akcji ratowniczej]
- http://www2.rp.pl/artykul/665662.html [wypowiedź zamieszczona 29-05-2011 15:54, nie sprostowywana do teraz, użyłem jej jako motto w części pierwszej]
- www.prim-it.pl/includes/links/zagle/otago.htm [orzeczenie Izby Morskiej w sprawie wypadku i utracenia s/y Otago]
Źródła kiepskie, bardzo mało wnoszące merytorycznie ale dostarczające tzw. „perełki”, często mające wydźwięk „z chlewu”:
- http://forum.zegluj.net/viewtopic.php?f=39&t=19095&start=390 [tu początek + kolejne 2 podstrony]
- http://forum.zegluj.net/viewtopic.php?f=73&t=20800&start=30 [tu jest początek + 35! podstron]
Ale uwaga, na: Strona główna forum » Tawerna » HydePark, moderator usuwa niewygodne wpisy. Aby zaistnieć na tym forum nie potrzeba osoby wprowadzającej np. obecnego forumowicza.
Wacław Sałaban, 08.01.2015r.
ws