Na początek trochę podsumowania dla tych, którzy i tak nie dotrwają do końca. Trzeci etap rejsu ze Świnoujścia do Trondheim zaczynaliśmy w Bergen (prawie – przynajmniej tam dolecieliśmy samolotem), a jacht z załogą etapu nr 2 płynął… i płynął… i dopłynął do Hjellestad – portu na S od Bergen i stąd zaczęliśmy naszą wyprawę. Od dnia 09.06.2010 do 19.06.2010 przebyliśmy trasę z Hjellestad do Trondheim, tj. 376,3NM, płynąc przez 65 godzin pod żaglami, 22 godziny na silniku i zwiedzając, śpiąc, odpoczywając przez 129 godzin. Było warto, ale po kolei…
09.06.2010 wylądowaliśmy wczesnym przedpołudniem w Bergen. Przywitało nas piękne słońce i temperatura około 20˚C i od razu postanowiliśmy zwiedzać. Dopiero później dowiedzieliśmy się od spotkanego w Alesund Norwega, że jeśli odwiedzając Bergen trafisz na słoneczny dzień, to jesteś szczęśliwym człowiekiem. Krótkie zwiedzanie Bergen rozpoczęliśmy od dotarcia autobusem wprost z lotniska do głównej przystani Vagen. Wysiedliśmy tuż przy targu rybnym, który niestety o tej godzinie był już prawie pusty i udaliśmy się na zwiedzanie dawnej hanzeatyckiej dzielnicy Bryggen. Dzielnicy zabudowanej drewnianymi budynkami portowymi, w których obecnie mieszczą się liczne knajpki, restauracje i galerie sztuki.
Fot. 1 Widok na przystań Vagen, w tle dawna hanzeatycka dzielnica Bryggen.
Z przystani skierowaliśmy się do dolnej stacji kolejki Floibanen, którą dotarliśmy na wzgórze Floyen, z którego mogliśmy podziwiać panoramę całego Bergen. Zarówno kolejka, jak i zabudowa wzgórza przeszły gruntową przebudowę pod koniec lat 90 XX wieku i teraz wraz z pięknym widokiem stanowią ciekawą atrakcję turystyczną.
Fot. 2 Wagonik kolejki Floibanen w drodze na wzgórze Floyen.
Fot. 3 Panorama Bergen ze wzgórza Floyen.
…a największe wrażenie zrobiły na nas kwitnące rododendrony. Były wszędzie – wielkie jak drzewa, a zupełnie się ich tutaj nie spodziewaliśmy.
Fot. 4 Rododendron. Wysokość około 3m!
10.06.2010 w porcie Hjellestad dokonaliśmy oficjalnej zmiany załóg – skończył się etap drugi wyprawy, a zaczął trzeci – nasz! Kierunek i cel żeglugi – Trondheim, a po drodze…
11.06.2010 założyliśmy sztormiaki i właściwie nie zdjęliśmy ich już do końca rejsu. Od tego dnia lało codziennie i to albo przez cały dzień i noc, albo z drobnymi przerwami ale tak intensywnie, że właściwie inny ubiór niż sztormiak i kaloszki nie wchodził w grę. Temperatura na zewnątrz osiągała 5˚C, a wewnątrz Fri 15˚C. Wieczorem tego dnia mamy już 7B i rośnie. Zaczynamy szukać portu, w którym będziemy mogli się ukryć na noc i przeczekać. Wtedy jeszcze nie wiemy, że utkniemy tam na dłużej. Wpływamy do Hardbakke i okazuje się, że mamy szczęście, bo jak już musieliśmy gdzieś utknąć, to właśnie tam. Jest to malowniczo położone, dość senne miasteczko (staliśmy tam dwie noce i cały dzień i spotkaliśmy tylko kilku mieszkańców – w markecie, a w porcie nie spotkaliśmy nikogo). Za to widoki były warte tego, żeby zatrzymać się tu na trochę.
Fot. 5 Wpłynęliśmy do Hardbakke. Widok na port i chmurę.
Fot. 6 Fri i trochę większy kolega w porcie w Hardbakke. Pada, ale zwiedzać trzeba.
Fot. 7 Hardbakke leży na wyspie – most łączy ją z kolejną wyspą.
Fot. 8 Widok z mostu na wejście do portu w Hardbakke.
Fot. 9 Hardbakke – port.
Fot. 10 Hardbakke – port i miejscowość.
Fot. 11 Hardbakke.
13.06.2010 rano pogoda robi nam miłą niespodziankę. Jest zimno (i tak już będzie do końca), ale nie pada i wiatr się uspokoił. Wypływamy z Hardbakke i kierujemy się na północ. Do Trondheim jest ciągle daleko.
Fot. 12 Dzielna Fri.
Fot. 13 Widoki zachwycają. Morze, góry, chmury…
Rodzi się plan płynięcia do Alesund, a stamtąd na wycieczkę do Geirangerfjord. Po drodze stajemy jeszcze na jedną noc w Maloy. Nie warto. Duże miasto, ze słabo zaopatrzoną przystanią żeglarską. Sanitariaty są w ustawionym za sklepem KIWI baraku, czynne tylko w dzień, a poza tym prysznic kosztuje 50NOK + drugie tyle kaucja za klucz (na szczęście do zwrotu). Jedyne co udaje nam się w Maloy to zatankować ropę, bo w mniejszych miejscowościach wcale to nie jest takie proste (stacje w portach są samoobsługowe, a automaty nie zawsze chcą przyjąć polską kartę bankomatową). Ale od kiedy zobaczyliśmy Hardbakke to Norwegia taka jak Maloy już nas nie interesuje. Teraz chcemy oglądać tylko malutkie, kolorowe domki, przyklejone na skałach schodzących do morza i zieleń. No cóż, Maloy to już nie to.
15.06.2010 o 0630 po całym dniu i nocy żeglugi wpływamy do Alesund. Czas nas goni, ale potrzeba wpłynięcia do fiordu jest ogromna. Przesiadamy się z Fri na statek wycieczkowy, który zawiezie nas na zwiedzanie Geirangerfjord. Pewnie, że przyjemnej byłoby pożeglować w głąb fiordu na Fri, ale z braku czasu opcja płynięcia statkiem wycieczkowym jest jedyną optymalną, a z drugiej strony być w Norwegi i nie popłynąć fiordem – to dopiero byłby błąd. Wycieczka trwa 8 godzin, w trakcie wygrzewamy przemarznięte kości za szybą tarasu widokowego, drzemiemy, zwiedzmy statek (a jest co zwiedzać, bo to takie pływające miasto), a przede wszystkim podziwiamy to co na zewnątrz – coraz bardziej zbliżające się do siebie ściany fiordu, ośnieżone szczyty, domki porozrzucane na stromych zboczach, wodospady „Siedem sióstr”, „Konkurent” i „Welon narzeczonej” i zieleń. To naprawdę trzeba zobaczyć.
Fot. 14 Płyniemy tu jeszcze dość szerokim Storfjord.
Fot. 15 Wodospad „Siedem sióstr”.
Fot. 16 Geirangerfjord. Z lewej wodospad „Siedem sióstr” z prawej „Konkurent”.
Fot. 17 Alesund.
Następnego dnia kierujemy się nadal na NE do Trondheim. Znowu pada. Podział załogi jest stały – chłopaki żeglują na zmianę, pełniąc 2-godzinne wachty, dziewczyny siedzą pod pokładem: herbatę, kawę i kanapki można na Fri zrobić właściwie we wszystkich warunkach pogodowych, każdym przechyle i kursie, nie mówiąc już o tym, że można też spać lub czytać książki. Na pokładzie toczy się więc prawdziwe żeglarstwo a pod pokładem trwa przeszukiwanie locji, map i wszystkich przewodników – szukamy miejsca, które jeszcze trzeba odwiedzić. I udaje się!
16.06.2010 wieczorem wpływamy do Haholmen. Jak tu pięknie! Na wyspie znajduje się zaledwie kilka domów, wszystkie są czerwone lub białe, część ma dachy pokryte łupkiem i porośnięte trawą, ścieżki między domami to po prostu skała. W porcie stoi replika łodzi wikingów „Saga Siglar”. Cała wyspa obecnie jest ośrodkiem konferencyjno – szkoleniowym i hotelem. Uczestnicy szkoleń przybywają na wyspę łodzią motorową (tak samo jak żywność i inne artykuły). Port składa się z kilku pomostów, do których można cumować, baru, sanitariatów. W barze otrzymujemy login i hasło do Internetu. Całą wyspę można zwiedzić wolnym spacerkiem w ciągu godziny. To jest Norwegia jakiej szukaliśmy!
Fot. 18 Port Haholmen, łódź wikingów „Saga Siglar” i Fri.
Fot. 19 Spacer po Haholmen.
Fot. 20 Widok z jedynego wzgórza w Haholmen na większą część zabudowań.
Fot. 21 Haholmen.
Ciągle pada a my płyniemy. Niewiele widać, fiordy ukryły się we mgle. Kierunek – jeszcze dalej na NE – do Trondheim. Po drodze jedną noc spędzamy w Brekstad. Przystań żeglarska jest wydzielona w porcie, do którego zawijają promy. Sanitariaty dostępne są w budynku dworca promów pasażerskich. Za to blisko stąd do centrum handlowego, no i można dokonać drobnych napraw na Fri, a to było nam potrzebne.
Fot. 22 Wszędzie chmury a my płyniemy… do Trondheim.
18.06.2010 wieczorem wpływamy do Trondheim. Port jest duży, ale przy silnym wietrze z N dość niewygodny. Rozkołys betonowych pomostów i zacumowanych do nich jachtów jest tak duży, że nie można zostawić bezpiecznie Fri samej. Mimo silnego wiatru i deszczu udajemy się na zwiedzanie. Trondheim to duże miasto (pierwsza stolica Norwegii), które nie zrobiło na nas najlepszego wrażenia. Zwiedzamy katedrę Nidaros, w której do dziś odbywają się koronacje norweskich królów. Budowa katedry została rozpoczęta w XI wieku przez króla Olafa Kyrre. Znaczną rozbudowę dokonano w XII wieku w stylu późnoromańskim, w XIII wieku powstał chór z południowym portalem, ukończono potężną gotycką nawę główną oraz wieżę. Z biegiem lat zachodnia część katedry została zniszczona przez pożary. W XIX wieku rozpoczęto odbudowę zniszczonego obiektu, a ponowne poświęcenie katedry Nidaros nastąpiło 28.07.1930r. Katedra uważana jest za najwspanialszy obiekt sakralny Skandynawii i najważniejszy zabytek w Trondheim. Na nas zrobiła wrażenie, na pewno jest punktem obowiązkowym w trakcie zwiedzania Trondheim.
Fot. 23 Katedra Nidaros w Trondheim.
Fot. 24 Katedra Nidaros w Trondheim.
Z katedry kierujemy się na północny wschód nad rzekę Nidelv. Docieramy do czerwonego mostu Bybrua, z którego roztacza się widok na szereg położonych wzdłuż rzeki dawnych magazynów kupieckich z XVIII i XIX wieku, wspartych na palach, ponoć poddanych w ostatnich latach renowacji, która polegała głównie na odnowieniu fasad (tzn. jest kolorowo).
Fot. 25 Widok z mostu Bybrua na rzekę Nidelv i dawne magazyny kupieckie.
19.06.2010 koniec wyprawy z Bergen do Trondheim, wracamy z międzylądowaniem w Oslo do Polski. Było zimno, deszczowo… i pięknie.
tekst Anna Kanonowicz / foto Daniel Woźny