Wiedziałem pisząc o brudnych garach w jachtingu*, że nie wyczerpię tematu do dna. Że też mi się oberwie od purystów, higienistów i wielu zniesmaczonych. Nie od ekologów!
Zdumiewający jest dla mnie fakt, że w korespondencji prywatnej, przetłaczająco przeważały głosy popierająco-gratulujące od... szczurów lądowych. To jest ZDUMIEWAJĄCE w czasach popularnych, domowych zmywarek do naczyń! (?).
Pytania:
Czy jadam czasami wykwintnie?
Odpowiadam TAK. W McDonaldzie? ;-) (może raz w roku?).
Moje podejście do stylu konsumpcji jadła powstało za młodu i było kształtowane nie tylko przez żeglarstwo (na małych łódkach), też przez harcerskie traperstwo nizinne. Wtedy z kubka wypijało się do sucha przed przytroczeniem go do plecaka, a menażkę wycierało się igliwiem/liściem oraz obstukiwało się ją o obcas buta. Finkę lub niezbędnik się oblizywało! Kończąc tym samym mycie garów osobistych. Do pomycia zostawały wspólne kotły, głównie wybrudzone od zewnątrz, bo okopcone. Tak, okopcenie to jest BRUD (mimo znikomego życia mikrobiologicznego), ale jest łatwo się przenoszący :-)
Pożywianie jest dla mnie jedną z licznych czynności koniecznych do życia, kończących się na „-nie”, jak oddycha-nie, spa-nie, …-nie itd. Mimo mojego wyglądu, jakoby zaprzeczającemu stwierdzeniu, że jedzenie nigdy nie jest celem mojego życia. W moim jedzeniu istotne jest; dużo, szybko i do wypęku.
Od dziesięcioleci jestem palaczem i moje komórki węchowe są wyczulone na zapach benzyny, gazu, rozpuszczalników… . Jest to naturalne wyczulenie, aby gwałtownie nie skończyć. Woń posiłków przez mój zmysł powonienia jest pomijana. Kubki smakowe w konsekwencji nałogu też są zredukowane do określeń: słodki, gorzki, słony, kwaśny, ostry i… gorący, ciepły, chłodny, zimny. I koniec! :-)
Czy wiem co to jest brud na garnkach?
Oczywiście! Wiele lat pracowałem w farmacji. Rozróżniam oślizłość naczynia powstałą z posmarowania tłuszczem, od oślizłości wypracowanej w efekcie rozbudowanego czasowo życia mikrobiologicznego naczynia!!! Przypominam zapisy zawarte w: po drugie, po siódme, po dziewiąte [„Brudne gary w jachtingu”].
Pływam jedynie w średnich oraz wysokich szerokościach geograficznych Europy i dzięki panującym tam temperaturom, czas przejścia jednej oślizłości naczynia w drugą oślizłość, jest znacznie wydłużony! :-)
A w tropikach? No cóż, to mnie nie interesuje – tam podobno w trakcie przyrządzania karma się psuje… . Gdy bywałem tam sporadycznie, to tylko piłem. WODĘ! No i wino… . Może podświadomie tam nie pływam, bo grozi myciem garów co posiłek?
Czy oszczędzam na myciu sztućców?
Tak, częściowo. Zdarza mi się jeść zupę widelcem – makaron, warzywa i inne wkładki do zupy. Ciecz wypijam. Lubię tak. Czy też zjeść kotleta łyżką wcześniej użytą do gęstej zupy. Na upartego z pomocą noża można zjeść prawie wszystko. A używany nóż z definicji się nie brudzi. Natomiast, sporadycznie jadamy tymi samymi sztućcami w zespół z załogą. Wtedy, gdy spożywanie z uwagi na panujące warunki nautyczne wymaga super pośpiechu, sporej ekwilibrystyki i musi się odbywać szeregowo. Zwykle, w trakcie równoległej konsumpcji jadamy osobnymi sztućcami. To taka forma rozrzutności. A może wykwintności? :-)
Oczyma wyobraźni widzę ośmioosobową załogę, która w mesie je karmę ze wspólnego gara, jedną przechodnią kopystką**. Zaczyna Pierwszy po Bogu (do wypęku) i przekazuj kopystkę Chiefowi (też do wypęku), po nim Drugi (z urzędu, jedynie do posmakowania), Trzeci (do syta) i dalsi członkowie załogi (zależnie od stanu błędnika i wstrętności osobniczej). Na końcu kanalia kuk - nieczłowiek. On nie musi. On zjadł wcześniej „nad zlewem”***, próbując - smakując przed wydaniem z kambuza. I pamięta, czy potem pluł do gara. :-)
Polecam załodze STS Fryderyk Chopin (40-50 osób) taką formę oszczędności w brudzeniu naczyń (przechodnia kopystka i wspólny gar) :-) Na pokładzie brygu, zwyczajowo panuje ogromne ROZPASANIE w użyciu garów – poznałem to w trakcie odwiedzin portowych. Jeszcze raz dziękuję za gościnę!
Czy używam patelni teflonowej?
Tak. Patelnia z powłoką teflonową ma wiele zalet. Dla mnie najistotniejszą jest, że po skończeniu wydłużonego cyklu (czytaj - po trzecie:), cumując w porcie pod sklepem z patelniami, z nówkami nieśmiganymi o czystości fabrycznej, mój argument; że mycie naszej jest nie celowe bo „odejdzie z teflonem”, jest dla współ-armatorki dobitnym argumentem do całkowitej utylizacji (bez mycia) rodzinnej dotychczas patelni.
A co z grillem?
Typowo we współczesny sposób nie grillujemy – żar wytwarzamy w ognisku bez rozpałki. Nie mamy też na jachcie tv – „plazmy cyfrowej”. Wracając do grilla. Mamy „kratkę” – drucianą półkę z lodówki, którą kładziemy nad żarem ogniska. Po zakończeniu opiekania, wypalamy ją w żarze, a po ostygnięciu włożona w reklamówkę ląduje w bakiście. W kabotażu morski rzadko bywa możliwość rozpalenia ogniska. Na śródlądziu – notorycznie, oczywiście, nie w okresach bezwzględnego zakazu palenia ognisk (letnie susze).
Jednorazowe kubki, talerzyki i sztućce
Używam sporadycznie. Raczej nie w morzu, gdyż jest to lawinowy przyrost śmieci. Wtedy w bakiście, w worku ze śmieciami szybko zalatują. Używam okazjonalnie w porcie, w sytuacji gdy brak jest dostępu do czystej wody. EKOterrorystą nie jestem. O ekologii pamiętam. Ale pamiętam, że jesteśmy naturalnym wytworem Wszechświata i nie generujemy czegoś „nie z tego świata”. Problemem jest, czy chcemy żyć w śmietniku?
Nie lubię jednorazówek (naczyń) z powodu ich wiotkości. W efekcie delektowania się w błyskawicznym i łapczywym połykaniu wraz z popijaniem, czyli podczas żarcia, więcej jadła jest wokół mnie niż we mnie. A może w mojej podświadomości chodzi o wykwintność w jedzeniu? Nie wiem.
Jaki płyn używam do mycia naczyń?
Ten stary, tradycyjny, o męskim imieniu kończącym się na „g”. Który jest niezastąpiony do likwidacji na wodzie, zdarzających się drobnych wycieków paliwa. Powstałych przy przelewaniu paliwa do wbudowanego zbiornika, w moim silniku przyczepnym (czterosuw 2,5 KM). Lub po kimś w sąsiedztwie tankującym. Należy go rozcieńczyć i używać z pomocą spryskiwacza, który zawsze wożę w bakiście gotowy do użytku. Płyn ten jest w powszechnym użyciu przez obsługę nadwodnych stacji paliwowych w Polsce. Na niektórych stacjach jest zawsze użyty w okolicach miejsca podania paliwa przed tankowaniem.
Zmywarka do naczyń na jachcie?
Na mieczówce nie widziałem – może mało widziałem. Na balastowych jednostkach podobno bywają. Nie czarteruję nowych pływających wyrobów. Nie wiem, czy umiałbym odróżnić wbudowaną zmywarkę od wpasowanej kuchenki z piekarnikiem lub rożnem, czy też od pralki. O jej obsłudze nie wspomnę. Czym zasilana? 12V, to chyba tylko do mycia jednej szklanki. 230V, czyli z agregatu prądotwórczego. To już ciekawsze, z uwagi na możliwość zainstalowanie wielu innych urządzeń i instalacji np. klimatyzacji kambuza w tropikach – natychmiast bym tam mył gary co posiłek. Z agregatem na pokładzie, to przede wszystkim koniec z wszelkimi ograniczeniami prądowymi. Do nieustannego turkotu agregatu podobno można się przyzwyczaić – tak twierdzą zawodowcy z morza. Na naszym Promyku mamy zmywarkę dwu komorową (identycznie jak zlew). Wiadro + miska.
Czy ziemniaki w morzu gotować na wodzie zaburtowej?
A na czym innym jest wybór? Ale wyjaśniam, mi się zdarza przygotować karmę, ale o przyrządzaniu jadła nie mam zielonego pojęcia. :-) Poruszyłem jedynie kwestię brudnych garów w jachtingu/żeglarstwie.
Czy zdarzyło mi się utopić gar(y)?
Oczywiście TAK. Bardzo żałowałem tej niezręczności, bo stało się to w trakcie… płukania! Po ich umyciu. Było to na początku rejsu, od tego momentu dostrzegłem KOLOSALNE możliwości w ograniczaniu ich ilości i ograniczania ryzykownych „manewrów” z nimi, podczas ich mycia. Częste mycie skraca… :-)
Ostatnio, od dawna nie zauważyłem, że coś utopiłem. Ale nawykowo na koniec mycia wkładam łapę do pomyj (po łokieć) – przed ich wylaniem, sprawdzając czy na dnie nie leży łyżeczka.
* zmiana nazwy z „ … w jachtingu”, na „ … w żeglarstwie”, nie jest przypadkowa :-)
**
kopystka, określenie chyba lokalne, tu oznacza dużą, drewnianą łychę
stosowaną do mieszania np. bigosu w ogromnym kotle (bo się przypali, czytaj
- po siódme:).
Nie mylić z kopystką, narzędziem służącym do czyszczenia kopyt końskich,
lub ze srebrnym narzędziem w kształcie łyżeczki stosowanym w okulistyce do
operacji zaćmy (katarakty), czy też z „zaprojektowanym z myślą o doskonałym
współdziałaniu z naczyniem miksującym urządzenia __” – tu nazwa producenta.
Współczesną formą kopystki (raczej jest to przywłaszczenie nazwy) jest
drewniana szpachelka, o niezaoblonych krawędziach i narożach, służąca do
mieszania/skrobanie/przekładania jadła z współczesnej patelni (z powłoką
teflonową).
*** synonimem złego jedzenia jest "jedzenie nad zlewem" - dziękuję Michale M. za to określenie wcześniej mi nie znane.
Pobite Gary,
Wacek Sałaban, 12.12.2014r.
PS: Zbliżają się Święta, a wraz z nimi rozpasanie w… brudzeniu garów. Udanych Świąt!