„Na północnym wybrzeżu Bornholmu ciągle jeszcze nie ma tak naprawdę wielu turystów, którzy by w ciągu lata zabłąkali się w okolice Nekso, by obejrzeć białe piaski Zatoki Balka i najpiękniejsze, najdziwniejsze urwiska Wzgórz Piekła i Raju. Małe, kuszące miasteczko prowincjonalne, spoczywa tam biało-czerwone, jak wypłukana ozdoba koralowa, prawie zagubione w nadmiernej, otaczającej bujności roślin, długo i słodko śniąc o tym, by prąd ich dotarł do niego; lecz wydaje się, że zabezpieczone jest przed tym na zawsze. I nie jest to chyba wielkie nieszczęście.”1
Tak opisuje krainę dzieciństwa jeden z klasyków literatury duńskiej – Martin Andersen Nexo. Urodził się w Kopenhadze w 1869 roku. Gdy ukończył osiem lat, wielodzietna rodzina Andersenów postanowiła przenieść się na Bornholm, skąd pochodził dziadek pisarza. Martin Andersen spędził tu dzieciństwo. Był pastuszkiem, uczniem szewca i robotnikiem w kamieniołomie. Studiował na uniwersytetach ludowych w Askov i Ronne, później pracował jako nauczyciel w Odense. Jednak dość szybko opuścił wyspę. Z pewnością nie mógł poradzić sobie z zimową depresją, ciągłymi deszczami i gwałtownymi zmianami pogody, a przede wszystkim z szybko postępującą gruźlicą. W ramach leczenia podróżował po Włoszech i Hiszpanii, potem mieszkał w Niemczech. Dość wcześnie Nexo zdeklarował się jako socjalista, a w 1919 roku wstąpił do Duńskiej Partii Komunistycznej, za co w 1941 roku został aresztowany przez duńską policję. Udało mu się jednak uciec do Szwecji, a stamtąd do Związku Radzieckiego. Po zakończeniu wojny osiedlił się w NRD, w Dreźnie (był nawet honorowym obywatelem tego miasta). Tam też zmarł w 1954 roku, ale pochowano go na cmentarzu w Kopenhadze.2
Socjalista, komunista, twórca pierwszej w historii duńskiej literatury powieści proletariackiej... No cóż, nie da się ukryć, że dla polskiego czytelnika nie brzmi to zbyt zachęcająco. Utwory Nexo były tłumaczone na język polski głównie w okresie socrealizmu, w latach pięćdziesiątych; jako ostanie w Polsce wydano „Opowiadania” w 1978 roku, opatrując je wielce „zachęcającą” notką: „. (...) ilustrują one m.in. problemy życia w dużym mieście, rodzenie się świadomości klasowej, przedstawiają nędzę i wyzysk robotników. Nadto pokazują dzieje i rolę duńskiego proletariatu w najnowszej historii tego państwa.”
Wiedziałam, że czeka mnie trudne zadanie. Czytanie o rodzeniu się świadomości klasowej etc.- no cóż... Ale skoro Martin Andersen jako pseudonim artystyczny przyjął nazwę miasteczka, które w pewnym sensie stało się początkiem czegoś nowego w moim (i moich przyjaciół) życiu, skoro w Nexo są muzeum i ulica mu poświęcone, skoro do tej pory to ja zmuszałam ludzi do czytania różnych niekoniecznie interesujących tekstów, skoro na Bornholmie mieszkało raczej niewielu pisarzy...
A zatem po pierwsze, należało znaleźć wszystkie dostępne w języku polskim (duńskiego na szczęście jeszcze nie znam!) dzieła Andersena. Martina Andersena, bo Hansa Christiana to nie sztuka! Jak wspominałam, Nexo tłumaczony był w latach pięćdziesiątych, a więc w grę wchodziły tylko antykwariaty. Udało się jednak dotrzeć do egzemplarzy wszystkich wydanych książek, które okazały się być w zupełnie niezłym stanie, niektóre chyba nawet nie czytane...
„Pelle Zwycięzca” i „Czerwony Morten” – grube tomiszcza opowiadają, opartą zresztą na motywach autobiograficznych, historie uczestników ruchów robotniczych w Danii. „Pelle” dotyczy rozruchów z początku XX wieku, których efektem było wezwanie lewicy przez króla Chrystiana IX do utworzenia gabinetu oraz wprowadzenie reguły, iż rząd powinien odzwierciedlać większość. Król powołujący lewicę do rządzenia!!! Taka właśnie jest Dania.
„Morten” opowiada o niezadowoleniu powracającego zza granicy radykalnego komunisty, który stwierdza, że duńska walka klas nie odpowiada ideologii Marksa i Engelsa, że duńskim robotnikom wystarczy byle jakie zabezpieczenie socjalne, aby dawali się znowu wykorzystywać. Tytułowy bohater powieści próbuje to zmienić, na szczęście (dla Duńczyków, nie według autora!) nie udaje mu się wprowadzić komunizmu na modłę radziecką, natomiast pomaga wywalczyć prawo wyborcze dla wszystkich obywateli – zarówno mężczyzn jak i kobiet – już w 1915 roku. Oczywiście Morten - wzór komunistycznych cnót wszelakich - nie może zaakceptować współrządzenia socjaldemokracji i liberałów, w ostateczności więc wyjeżdża do ZSRR. Nie wiadomo, co go tam spotyka...
Wydarzenia historyczne ukazane są poprzez jednostkowe losy bohaterów – jeżeli ktoś lubi opisy nędzy, nieszczęść spowodowanych ludzką chciwością, bezwzględności bogaczy, bezradności biedaków, obojętnej na wszystko przyrody – polecam. A serio – Nexo jest zupełnie niezłym realistą, powieści przypominają nieco zaangażowaną prozę tendencyjną z okresu polskiego pozytywizmu, jak wszyscy wiemy ze szkoły (!) raczej nudną, jednak bywają momenty naprawdę przykuwające uwagę – np. ilustracje obyczajów duńskiej ludności, poruszające bezwzględnością i imponującym autokrytycyzmem opisy duńskich cech narodowych, garść anegdot, dzięki którym polski czytelnik może spróbować zrozumieć zaiste zdumiewającą skandynawską mentalność...
Natomiast „Ditta – dziecię człowiecze” to powieść, którą polecam czułym sercom i wielbicielom (wielbicielkom?) powieści – rzeki, czyli literackiego odpowiednika telenoweli. Ditta, Ania z Zielonego Wzgórza w wersji dla dorosłych, nieślubne dziecko znanych sobie i innym, ale nie uznających jej rodziców, wychowywana przez babcię, zamordowaną dla dwustu koron przez córkę (matkę Ditty), przeznaczona od dziecka do ciężkiej pracy i służby za nędzne utrzymanie, poniewierana, wykorzystywana, żyje i umiera bez happy endu. Dobra lektura „do poduszki”. Na pewno robiła olbrzymie wrażenie na młodych działaczkach ZMP ( potwierdza to moja Mama, która przeczytała jako nastolatka za socrealizmu wszystkie powieści Nexo!).
Jakkolwiek tematyka i wymowa dzieł Martina Andersena może wydawać się mało atrakcyjna (chociaż, kto wie? w dobie kryzysu i rozwoju drapieżnego kapitalizmu może jednak jakoś się aktualizuje?), trzeba przyznać, że warsztat pisarski twórcy zasługuje na uznanie. Widać to szczególnie w opowiadaniach, formach krótszych, bardziej skondensowanych, a przez to nie tak nużących obfitością dramatycznych szczegółów, których nadmiar w długich powieściach, miast wstrząsać czytelnikiem, wywołuje zniechęcenie i obojętność. Opowiadania często oscylują w stronę neoromantycznej stylistyki – liryzujące opisy przyrody, psychizacja krajobrazu – jednak nie ma w tym przesady, Nexo, być może dzięki chłodnej, skandynawskiej naturze, nie posuwa się do użycia zbyt wielu natchnionych poetyzmów i często liryczne momenty przeplata bardzo celną i czytelną ironią lub wręcz autoironią, unikając tym samym kiczu.
Na szczęście nie dowierzam krytykom w ogóle, a krytykom komunistycznym w szczególności i mimo zamieszczonej we wstępie do polskiego wydania cytowanej „reklamy” zbiorku opowiadań, przeczytałam wszystkie. I nie żałuję, zwłaszcza ze względu na tekst, którego fragment umieściłam na początku. Opowiadanie „Wybrzeże dzieciństwa” to wspomnienie, w niewiarygodnie prawdziwy sposób oddające wygląd, urodę, atmosferę, sens i tę jakąś dziwną, senną, a jednocześnie niepokojącą tajemniczość, otaczającą Nexo i okolice... I osobliwe, niezrozumiałe dla potomka pszenno-buraczanej nacji, powiązanie kawałka lądu z morzem...
„Dziadek urodził się na wielkim piaszczystym gospodarstwie, na wędrujących piaskach. To, co posiał na jednej stronie swoich włości, znajdował na drugiej, albo musiał to wyławiać siecią z morza” . Trzeba przyznać, że ten obrazek mocno odbiega od polskich wyobrażeń o trwałości i nienaruszalności ziemi. Jak w takich warunkach wyglądałaby walka Kargula z Pawlakiem o miedzę...
„Z morza czerpano wtedy swoje główne pożywienie. Znacznie przyjemniej było wypłynąć łodzią na wodę i pozwolić się pchać wiatrom, niż mozolić się z niezdarnym kołowym pługiem zaprzężonym w osiem długowłosych szkap. (...) Gdy gospodarz na roli zrobił, co było do zrobienia na swoim piaszczystym gospodarstwie, przeistaczał się w rybaka.”
Morze nieraz pomaga biedakowi przeżyć ciężkie czasy:
„Pewnej ciężkiej zimy rozbiła się tu w Zatoce Balka rosyjska łódź z
ładunkiem miodu; cała załoga, siedmiu ludzi, zatonęła, a my, setki biednych
chłopaków mieliśmy przez całą zimę chleb z miodem.”
A mieszkańcy Bornholmu? Oto jak opisuje ich Martin Andersen:
„Ludzie małego, prowincjonalnego miasteczka, tak szarzy i nieszkodliwi i
bez znaczenia reprezentują przecież powszechną świadomość! Wielu z nich
sięga swymi korzeniami otchłani, a zdarza się i tak, że ich zielone gałązki
dotykają nieba. (...) Zaludniali kamieniołomy i port, gdzie bez przerwy
borowali, wysadzali w powietrze, i ubijali nabrzeże – byli wszędzie. A nad
nimi wszystkimi był straszliwy Knort. Nie był wyższy niż chłopak ze szkoły,
ale sprzedał duszę diabłu, by dostać się między mocarzy. To on potrafił tak
długo wpatrywać się w dziewczynę, aż zachodziła przez to w ciążę; kobiety,
gdy im się przyglądał, wybuchały płaczem. (...) Knortowi wszystko się
udawało – aż pewnego dnia kontrakt z diabłem wygasł i Knort wpadł do
pustego basenu portowego i skręcił kark.
W jeszcze większe przerażenie wprawiał nas Holmberg, choć ten miał objawienia z nieba. Należał do świętych i co noc walczył z diabłem, który chciał mu porwać rodzinę; w dzień było widać głębokie zadrapania na skórze twarzy i rąk po stoczonej walce. Wybawiał dzieci i żonę ze szponów szatana, podrzynając sobie co noc gardło.”
Owi bohaterowie nie pojawiali się oczywiście znikąd. Mieszkańcy miasteczka
od najmłodszych lat poddawani byli właściwej edukacji:
„Umysł dziecka wyczulony jest na to, co wielkie. Bijatyki, krzyk i wrzaski,
przekleństwa, ogromne ilości alkoholu, mordęga z wyciskającymi pot
potężnymi skałami, krwawe walki o zakład, nienawiść i zdradzieckie napaści
– wszystko to wchłanialiśmy w siebie jak coś najzwyklejszego na świecie, i
wszystko to było pożywką, która zapewniała nam zdrowe dojrzewanie. Były w
tym kalorie dla umysłu. Widzieliśmy, jak dwóch mężczyzn ze statku piło
wódkę z glinianych garnków, a potem pobiło się żelaznymi drągami; innym
razem pijany Szwed rozeźlił się na widok Murzyna z obcego statku, bo był
czarny; postanowili więc ci dwaj, że rozprują sobie brzuchy nożami, a my,
chłopcy sekundowaliśmy. Potem odwiedzaliśmy ich w szpitalu, gdzie leżeli
obok siebie i grali w oczko.”
Takich historyjek można znaleźć w opowiadaniu więcej. O nawróceniu Enoka – diabła alkoholizmu, o piorących w morzu kobietach, o próbie wprowadzenia przez przybyłe z lądu turystki niesłychanego obyczaju kąpania się w ubraniu (stroju kąpielowym)... No i wyjaśnienie pewnej istotnej tajemnicy: „A ta błyszcząca plama na wodzie wprost przed cyplem Snogebaek! – złota powłoka jak z oliwy, która trzyma się, choćby morze było nie wiem jak wzburzone! Bo tam na dnie leżą zakopane w piachu trzy statki króla Waldemara, załadowane po same nadburcia zachodnioindyjskim złotem.”
I na zakończenie jeszcze jeden krótki cytat, opisujący słynne bornholmskie wydmy:
„Mile na południe piaskowiec zsuwa się głębiej w ziemię i ustępuje miejsca
piaszczystemu brzegowi; granit, piaskowiec i piasek – to pełne dzieje globu
ziemskiego. Piaszczysty brzeg otacza południowy cypel wyspy, tworząc jeden
z najpiękniejszych w Danii krajobraz wydmowy. Na fotografiach robionych w
blasku letniego słońca wygląda to jak biała, śnieżna kraina z fantastycznie
ukształtowanymi zaspami. (...) Jak dobrze zatrzymać się tu, gdy nie ma się
nic do roboty!”
Martin Andersen Nexo3
Wybaczmy Martinowi Andersenowi jego nie najszczęśliwsze - choć może w warunkach i czasach, jakich żył, nawet uzasadnione - poglądy polityczne. Przecież to głównie dzięki miłości do wyspy z dzieciństwa, nazwę małego porciku uczynił swym literackim przydomkiem. Wielcy i sławni tego świata raczej rzadko tak demonstracyjnie podkreślają swe prowincjonalne pochodzenie. A poza tym opowiadania o Bornholmie są naprawdę urocze.
Ania Pasikowska
1 Wszystkie cytaty pochodzą z: Martin Andersen Nekso, Opowiadania, wybór Maria Krzysztofiak, Poznań 1978, str. 1, 95-107.
2 Informacje o pisarzu zaczerpnęłam z: Wikipedia, [hasło:] Martin Andersen Nexo; wklejka do Opowiadań, op.cit.; S Kaszyński, M. Krzysztofiak, Dzieje literatury duńskiej, Poznań 1985.
3 Źródło: Wikipedia, [hasło:] Martin Andersen Nexo.